Pomysł na wieś

Myślę, że profesor Janusz Majcherek („Wsi zacofana, wsi niewesoła” „Gazeta” 26 marca) chciał dobrze, ale przedobrzył. Zwrócił uwagę na faktniepokojący – inercji polskiej wsi, jej zacofania, małej produktywności i spetryfikowanej struktury społecznej, a więc mieszanki, która może być hamulcem rozwoju i modernizacji.

O ile diagnoza nie jest pozbawiona racji, o tyle lekarstwo, które proponuje, może zaostrzyć chorobę. Problemem nie jest to, że ludzie mieszkają na wsi czy w mieście. Oczywiście, miasto daje większe szanse i z tego powodu obserwujemy ucieczkę ze wsi młodych ludzi.

Inercja wsi polega na tym, że ludzie nie mają pomysłu na siebie i na swoją społeczność. W dużej mierze dlatego, że podczas przemian o nich zapomniano, pozostawiono samym sobie, kierując na wieś fundusze nie po to, żeby polski chłop stał się bardziej nowoczesny, ale żeby siedział cicho. To już raz odbiło się nam czkawką przez „zaskakującą” karierę Samoobrony. Ale nie oszukujmy się. Transfer ze wsi do miasta problemu nie załatwi. I może przysporzyć jeszcze większych problemów.

Polskie miasta nie są bowiem w stanie zaabsorbować w krótkim czasie napływu większej liczby ludzi. Skończy się to podwójną tragedią – bo do tragedii odrzuconych przez miasta, dojdzie tragedia wyludnionych wsi. To jest skuteczna recepta na wzrost bezrobocia zarówno w mieście, jak i na wsi (w mieście nie będzie pracy dla przybyszy, na wsi nie będzie dla kogo kreować pozarolniczej działalności gospodarczej i usługowej).

Racją jest to co pisze profesor Majcherek, że na wsi marnują się nam gigantyczne zasoby ludzkie, ale nie jest prawdą, że nowoczesne i efektywne dziedziny gospodarki możemy budować tylko w warunkach wielkomiejskich.

W skali globalnej niekontrolowany exodus ze wsi do miast może spowodować poważne problemy. Wiele metropolii obrosło przedmieściami, które są wylęgarnią desperacji, marginalizacji, często szumowin, a więc zagrożeniem i antytezą rozwoju. Oczywiście są też dramatem ludzkiej nędzy, życiowego pecha, złej koniunktury, kryzysów.

Francuski rząd łamie sobie głowę, jak rozwiązać problem przedmieść, które wyrosły u boku światowego Paryża, stolicy kultury i elegancji. Madryt dusi się i wypycha na obrzeża biednych przyjezdnych, często emigrantów albo migrantów ze wsi, którzy czują się zmarginalizowani, odrzuceni i bez perspektyw. A z tego jak wiadomo nic dobrego się nie rodzi.    

Przyjrzyjmy się bliżej Europie. Zachodzą tu dwa zakrojone na dużą skale procesy: jeden z nich, to trwający już od dłuższego czasu proces urbanizacji, czyli przenoszenie się ludności i działalności gospodarczej z odległych terenów wiejskich do miast. Drugi, nieco młodszy, to „odwrotna urbanizacja”, czyli ucieczka z obszarów miejskich do łatwo dostępnych obszarów wiejskich (co jest możliwe dzięki nowej infrastrukturze transportu i technologiom informacyjnym i komunikacyjnym).

W krajach skandynawskich, które nie mogą mieć kompleksu cywilizacyjnego, procent ludzi mieszkający na terenach wiejskich dochodzi w przypadku Finlandii do 53,9, Szwecji 49, Danii 38, w Irlandii aż 71 a jeśli szukać bliżej – w Austrii 46,7, a w Polsce – 37,3 (Eurostat, Rural development, Main results 2006-2007 ) Tylko że poza Polską dzieje się to w innych warunkach i bardziej z wyboru niż z konieczności.

Urbanizacja jest elementem modernizacji, ale nie jest jej równa. Czy środowisko wiejskie nie chce, czy nie może iść z duchem czasu? Uważam, że z własnej woli nikt się nie skazuje na zacofanie. Środowisko wiejskie tkwi w marazmie też dlatego, że decydentom często brak wizji i woli, żeby dać impuls. W końcu wieś i miasto to system naczyń połączonych i zamiast intelektualnych dywagacji może trzeba bardziej zdecydowanie stworzyć nowe perspektywy dla społeczeństwa wiejskiego, promować konkretne inicjatywy, pokazywać, że można żyć na wsi „po miejsku” i korzystać z dóbr nowoczesności. Za tym powinna oczywiście iść zmiana mentalności, większe otwarcie, ciekawość świata.

Trzeba rozbudzić w środowisku wiejskim apetyt na modernizację, a to można osiągnąć m.in. upowszechniając dostęp do internetu, rozwijając infrastrukturę (drogi, szkoły, szpitale) i ofertę kulturalną. Samo się nie zrobi, a pomysłu nie ma.

Migracja do miast oznacza wyludnienie wsi, a w efekcie brak opieki nad środowiskiem naturalnym. Mieszkańcy wsi nie tylko korzystają z zasobów środowiska – w gruncie rzeczy korzystamy z nich wszyscy, bez względu na to czy mieszkamy na wsi czy w mieście. Czasem rzeczywiście narzekają, że wymogi ochrony środowiska ograniczają ich rozwój, dlatego należy zaproponować im warunki, na których na tej ochronie również mogliby zarobić. Co jednak najważniejsze, to fakt że dbają oni o swoje otoczenie, o lasy, o zwierzęta. Służby leśne np. nie są w stanie prowadzić gospodarki majątkiem bez współpracy z lokalnymi społecznościami, a w przypadku zagrożeń (np. epidemii szkodników), to właśnie dzięki mieszkańcom wsi udaje się opanować sytuację. Bardzo często również informują oni odpowiednie służby o zagrożeniach, kłusownikach itp. Bez nich naturalne środowisko straciłoby bardzo wiele.

Emanujący kulturą ludzie z miasta przyjeżdżają na wieś, żeby pooddychać, napić się świeżego mleka i zjeść kiełbasę bez konserwantów. Ciekawe ilu z nich zainteresowało się problemami wsi, w których spędzają weekendy. Czy podzielili się wiedzą i doświadczeniem z wójtem, zainicjowali jakiś projekt np. kulturalny? O ile wiem, jeśli idą do wójta, to żeby bronić własnego partykularnego interesu.

Jestem właścicielką letniskowego domku w uroczym zakątku 60 km od Krakowa. Moi sąsiedzi to lekarze, adwokaci, cala kolonia spragnionych widoków mieszczuchów. Zaraz po kupnie domu interweniowałam u wójta w sprawie śmietnika, który szpetnie wyrósł przy drodze prowadzącej do domków. Przedsiębiorczy wójt załatwił kontener, a ja się ucieszyłam, że teraz będzie po europejsku. Przedwcześnie.

Okazało się że śmieci walają się również obok kontenera, a dzieje się tak dlatego, że zjeżdżający samochodami właściciele domków często wyrzucają torby przez okno. Spowodowało to irytację wójta, który (wiadomość z ostatniej chwili) kontener usunął. Na miejscu śmieci zasiano trawę i problem śmieci anulowano. Zgryźliwi tubylcy mówią ze teraz będą sobie panowie z Krakowa do miasta śmieci wywozić. Oczywiście, to czysta złośliwość!

Ale to tylko anegdota a sprawa wzajemnych stosunków wsi i miasta. Pełnych niezrozumienia i żalu.    

Trzeba stworzyć spójną, kompleksową i zrównoważoną politykę rozwoju terytorialnego, która będzie mapą drogową na najbliższe lata i pogodzi ambicje nowoczesności z troską o środowisko i o człowieka. Myli się bowiem ten, kto myśli, że bez wsi będziemy bardziej „modern”. To absurd.

Wystarczy spojrzeć na wysoko rozwinięte państwa europejskie – czy we Francji przeniesiono wieś do miast? Nie. Wieś dostała narzędzia, dzięki którym może się modernizować. Dzięki rożnym akcjom i programom (niektóre z nich sa pilotowane z Brukseli)  wzrosła świadomość zagrożeń środowiskowych i promocja zachowań  ważnych dla  zapewnienia zrównoważonego  i trwałego  rozwoju obszarów wiejskich. Rolnicy korzystają z ułatwień w zdobywaniu dodatkowych kwalifikacji, ale też maja do tego motywacje. Wieś stała się nie tylko zapleczem zdrowej, ekologicznej żywności, ale też laboratorium inicjatyw lokalnych (które nawet w mikroskali dają makro efekty). Na przykład, czytałam niedawno w „Le Monde” że grupa młodych rolników z Aveyron (Francja) zainstalowała na dachach swoich domów kolektory słoneczne. Dzisiaj sprzedają prąd i sami z niego korzystają.

Dla niektórych wieś stała się również sposobem na życie.  

Żeby osiągnąć podobne efekty w Polsce, należy zdynamizować wieś a nie topić ją w kompleksach.. Trzeba wesprzeć agroturystykę i promować ten ambitny model ekonomicznego rozwoju. Daje on szanse kariery zawodowej młodym, którzy chcą na wsi zostać. Trzeba rozwijać usługi, przedsiębiorczość, nowe technologie i innowacje. W czasie niedawnego szczytu Unii Europejskiej podjęto decyzję o przekazaniu 1 miliarda euro (do podziału miedzy 27 krajów członkowskich) na rozwój szerokopasmowego Internetu w obszarach wiejskich. Warto z tego skorzystać.

Rozdrobnienie i struktura gospodarstw wiejskich rzeczywiście hamuje zastosowanie wielu usprawnień technicznych i organizacyjnych, które są możliwe do zastosowania w gospodarstwach wielkoobszarowych. Ale czasami równie ważny jest pomysł. Mezowo, mała miejscowość w północnej Grecji, zdobyła sławę dzięki produkcji sera według lokalnej receptury. Wspierajmy więc rolników w produkcji i promocji produktów regionalnych, których nam przecież nie brakuje, a które mogą stać się motorem rozwoju, jeśli tylko zaangażować do tego odpowiednie siły, organizację (np. tworząc grupę producencką) i know-how (w celu rejestracji i promocji produktu).

Można też postawić na żywność ekologiczną. W miejscu gdzie mieszkam, obok supermarketu z cenami przyjaznymi dla portfela i mnogością promocji, kilka lat temu otwarto mały niepozorny sklep z produktami ekologicznymi. Byłam pewna, że nie wytrzyma konkurencji. Okazało się, że pomimo kryzysu i wyśrubowanych cen jest oblegany przez klientów szukających autentycznego smaku. Nie straszna im cena. Wolą jeść mniej a lepiej.

Trzeba wizji dla wsi. Konia z rzędem temu, kto wymyśli atrakcyjny i realny model, który zdynamizuje wieś i pozwoli pogodzić rozwój z tradycją, zachowanie więzi społecznych z otwartością na świat. A jednak innym krajom się udało. Dlaczego Polska miałaby być wyjątkiem?